Kiedy byłam w ciąży nie czułam strachu. Nawet podczas porodu go nie czułam. Przez pierwsze godziny śmiałam się na całego, odreagowując w ten sposób stres. Potem zaciskałam zęby, a w końcu zaczęłam jęczeć ale nie mogę powiedzieć, że bluzgałam, darłam się bądź bałam. Wszystko zaburzyły hormony, a Piotrek był mi potrzebny głównie do tłumaczenia i gadania za mnie. Niektóre kobiety potrzebują masowania, głaskania, przytulania. Ja chciałam odpoczynku, a skurcze nie pozwalały mi usnąć przez 19-ście godzin(plus następnych 20-scia). Dopiero, kiedy nasz mały cud wyskoczyl ze mnie, poczulam, że się boję. Byłam przerażona , kiedy zobaczyłam igłe, tak bardzo nie chciałam czuć znowu bólu. Potem ze strachu, nie chciałam się wysikać. I z górki: strach o syna, że się udusi, że zachoruje, że nie chce jeść, że się nie załatwiał. A to tylko pierwsza doba jego życia. Nie bałam się karmienia piersią, zmiany pieluch, przebierania, bo wiedziąłam, ze to dla mnie będzie pestka. Ale z przerazeniem patrzyłam na pierwsze kapiele i przeraźliwy płacz. Jego nerwy podczas karmienia kończyły się wspólnym wyciem do poduszki. Obcinanie paznokci? czarna magia, totalnie nie wiedziałam jak się do tego zabrać i gdyby nie pomoc samego zainteresowanego (spokojnego Donka), to nie wiem czy dzisiaj by nie miał metrowych szponów. Wyciąganie brudów z nosa gruszką, szybkie ubieranie podczas, gdy mała broda drgała z prędkością 100 szczęknięć na minutę. Tak, to wszystko nie było łatwe i trwa nadal. Jeden strach znika po to, żeby za chwilę pojawić się w innym wydaniu. Usypianie w łóżeczku, napady histerii, odzywczajanie od karmienia w nocy, zabieranie rozlatującej się myszy komputerowej chyba żadna z nas (matek), nie znosi tego uczucia. No bo kto lubi obserwować nie ustający płacz swojego dziecka? Gdyby nie mój upór i konsekwentne dążenie do celu, już dawno Dominiś by nam "wszedł" na głowy. Taki maluch też to potrafi. Spałby z nami, zasypiał po północy, bawił się w lodówce, czy kręcił w bębnie od pralki. Do końca życia moją rolą będzie kształtowanie jego osoby. Muszę pokonać ten strach, dla jego dobra. Nikt mnie do tego nie przygotował, nikt nie powiedział jak to robić ale pierwotny instynkt (i troche odcinków superniani), pozwalają mi na naszą dalszą "współpracę. Mam nadzieję, że za kilka lat będę mogła śmiało spojrzeć w lustro i powiedzieć: Ta miłość zaowocowała, strach przezwyciężyła i dała normalne życie Dominikowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosze o pozostawienie opinii:)