poniedziałek, 12 grudnia 2016

Powrót- czy za czymś będę tęskniła?

Jeszcze tylko 12-ście tygodni będziemy w tym Kraju. Ponad 5 lat tułaczki dla mnie, ponad 10 dla Piotrka. Czy za czymś będę tęskniła?
- Na pewno za spokojem. Lubilam tu wracać po "szybkich" urlopach z POlski, tylko po to żeby odpoczać od biegania po Urzędach oraz rodzinie.
- Będę też tęskniła za Polskim Kościołem oraz klubem, ponieważ poznałam w nim wielu wartościowych ludzi i ułatwilam sobie ostatni rok życia tutaj.
- Będę tęsknila za Aldim i za niskimi cenami pampersów oraz chemii:D. Dajcie mi sklep gdzie kupie paczke dobrych pampersów 120 sztuk za 25 zł:D.
- Będę tęskniła za wyprzedażami w Next, niestety w Pl nie ma aż takich promocji, kodów rabatowych i nie ma sprzedaży online przecenionych produktów:(.
- Będę tęskniła za koncentratem w tubkach , angielskimi śmietanami, które polubiłam dopiero ostatnio.
- Za wyjściem na miasto i obserwowaniem tak wielu freaków. Uwielbiam beztroske tutejszych ludzi. Uwielbiam to jak bardzo olewają Świat oraz zdanie innych. To z jakim luzem podchodzą do życia. Uwielbiam ich wielobarwność i łączenie stylów. Dla wielu Polaków jest to nie do zaakceptowania, ale ja przez miasto idę z usmiechem i przestaje myśleć o problemach i innych pierdołach.
- Za Świętami, które pomimo samotności spędza się razem i z jakąś radością. Za to, że zupełnie obcy sobie ludzie integrują się i tworzą więzy podobne do rodzinnych.
- Za uśmiechem i zyczliwością od obcych ludzi.
- Za naszymi weekendowymi wycieczkami.
- Będę tęskniła za tutejszymi parkami i bogactwem przyrody. Za dbaniem o jej dzikość.
A za czym na pewno tęsknić nie będe?
- Za angielską uprzejmością, która jest przesadzona. Przykład sprzed paru dni, idę z rodziną chodnikiem, przede mną jedzie kobieta elektrycznym wózkiem. Z naprzeciwka jedzie gościu, również na elektrycznym wózku (pożycza go od swojej baby, żeby podjechać do sklepu 200 metrów). Oczywiście zatrzymują się koło siebie, blokując cały chodnik i zaczynają wymiane uprzejmości. A ty stój i czekaj aż oni skończą albo omiń ich, ruchliwą ulicą. Tak samo w każdym sklepie przy kasie, z każdym klientem trzeba porozmawiać na każdy możliwy temat. Anglicy wiecznie mają czas.
- Nie zatęsknie za ta mieszaniną kultur. W Polsce narzeka się na to, że jest coraz więcej obcokrajowców, a tak na prawde nie widać ich prawie wcale w porównaniu do UK.
- Na pewno nie zatęsknie za angielskimi aptekami. Syrop na kaszel mokry- nie ma, kaszel mokry leczy się dużą ilością płynów. Lek na wspomaganie wątroby- Tylko na recepte.Czysta  SÓL FIZJOLOGICZNA- prawie nie dostępna, jedynie jako płyn do soczewek kontaktowych z domieszkami jakis innych skladników. Za GP też tęsknić za bardzo nie będę, chociaz nauczylam się, że panika i antybiotyk, to najgorsze połaczenie, czasami wystarczy spokój, czas i PARACETAMOL.
- NIE zatęsknie za angielskimi domami, wilgocią i grzybem!!! Trzeci rok w tym samym domu, a my już nie dajemy sobie z grzybem rady. Trzeba by remontować cały dom i wymieniac wszystkie meble. Grzyba psikamy dosyć często, bardzo silnymi środkami chemicznymi. Za każdym razem trzeba wietrzyć pomieszczenie kilka godzin, przy dzieciach jest to bardzo trudne.
- Za podatkami:D. głębszy temat.
Pól na pół
- Angielska pogoda- Z jednej strony ją uwielbiam, bo ostatnie pięć lat nie musialam się martwić o ciepłe ciuchy na zimę. Do tej pory smigam w wiosennej wiatrówce. Umiarkowany klimat oszczędza tez nasz uklad odpornościowy i jedynie wirusy nas atakują. Z drugiej strony, jak pomyśle o lepieniu bałwana, jeździe na sankach, skrzypienia śniegu pod nogami (albo biegania w śnieżnym błocie), to robi mi się dziwnie na żołądku. No który Polak nie czeka na chociaż jeden dzień z bialym puchem po kolana i mrozem szczypiącym policzki? Który Polak nie marzy o wywaleniu brzucha na 30-sto stopniowym upale, a następnie, wskoczeniu do chlodnej wody w jeziorze? Kto z nas nie marzy o jeździe na rowerze w pogodny dzień, o zbieraniu grzybów, czy jagód, o chłodnym deszczu w upalny dzień, czy o błysku piorunów obserwowanych z okna bezpiecznego domu? Nie zapomniałam i nigdy nie zapomne o tych polskich cudach natury. I już nie mogę się ich doczekać.

piątek, 28 października 2016

Gdyby cud mial sie powtorzyc- i sie powtorzył, czyli moje małe porównanie.

Trzy lata temu napisałam post o tym, co bym zmieniła, gdybym miała urodzić drugie dziecko. Z pewnymi rzeczami się zgadzam, z pewnymi nie. Link do posta TU . Prosze najpierw go przeczytać, żeby było wiadomo o co chodzi.
Chciałabym sie teraz do tego ustosunkować, poszczególne punkty zaczne od myślników:
-Kolejna ciąża, kolejne kilogramy i brak konsekwencji, jak sobie obiecywalam więcej ruchu, tak oczywiscie slowa nie dotrzymalam. Chociaz przy Dominiku pewien ruch był obowiązkowy. Sprawa następna, tak samo jak w pierwszej ciąży, prawie dwa trymestry nie miałam chęci zbytnio jeść, pomimo to brzuch miałam olbrzymi i każdy wróżyl mi giganta. Dla laików i mądralińskich: Duży brzuch, nie równa się dużemu dziecku!Nie równa się też nadmiernemu tyciu, ponieważ przytyłam mniej niz z Dominikiem:)
-Na basen nie chodziłam, nie chciało mi się.
-Nadal nie udało mi się rodzić w wodzie, tym razem z powodu oxytocyny i konieczności monitorowania Jaśka.
- Podpaski-DONE! Zwykle sprawdziły się  idealnie
-Ciuchy byle jakie się przydały, śpię w nich nadal:P. I tak wyszłam w piżamie ze szpitala, chociaz w sumie nie pamiętam.
-Gacie czarne bawełniane-DONE! Uwielbiam je i nosze codziennie.
-Fast foody, słodycze- żarlam cały trzeci trymestr i żre nadal. Brak konsekwencji!
- Jasiek ma mnóstwo ubrań i wcale nie żałuje. Wiele dostał, sporo miał z drugiej ręki, troche tylko ja kupiłam, we wszystkich chodził. Dzięki temu że miałam ich dużo, mogłam robić pranie co kilka dni, a ubranka są nie zniszczone i teraz przydadzą sie komus innemu. Pozdrawiam zresztą!
-Sterylizatora nadal nie kupilam, mam butelki, które moge wyparzać w mikrofali. Jedne z firmy MaM, drugie z Difraxa. Obie firmy gorąco polecam.
P.S. Mikrofale miesiąc temu wyrzuciliśmy, także to akurat mniejszy plus, bo i tak w ruch idą garnki haha.
 -Body! temat rzeka i ciągnie się za mną już długo. Chyba zawsze będę popelniała z nimi błędy, tym razem mam ich tyle, że połowa ze spodu leży nie używana, niechcący kupiłam za dużo, bo sporo dostałam. Za to na następne miesiace kupię już przemyslaną liczbę.
-Nadal mam dwa smoki, nadal ciągle je gubie. To już jest tak jak ze skarpetami  znikającymi w pralce.
- Bujaki mam dwa! Jeden niezniszczalny, jeszcze po Donku i innych dzieciaczkach do 9kg. Drugi z firmy Tiny Love 3w1 do 18 kg. Napiszę o nim kiedy indziej ale uwielbiam go i ułatwia mi życie.
- Wózek, też o nim napiszę kiedy indziej ale mamy Greentoma, cały zestaw. Lubię go, chociaż gdybym miała wybór to wybrałabym inny.
Podsumowujac, tym razem nie oszczędzałam na wielu rzeczach, tak jak za pierwszym razem i na pewno popełnilam mniej błędów, oprócz obżarstwa!
Tym razem polecam film Planeta Singli, choc zapewne większość polaków go obejrzała. Jest rewelacyjny!


-


czwartek, 4 sierpnia 2016

Rodzimy drugiego! Nasza historia

Piatek, 15.07.2016r. Ostatnie kontrolne USG i szybka decyzja Pani doktor, o wywolaniu porodu dnia 22.07. Ze szpitala wyszłam odrętwiala i z mocnym postanowieniem - Urodze wcześniej! (nie chciałam zakończyć ciąży na oxytocynie, wiedziąłam z  czym to sie wiąże)
Oczywiście każdy kiwal głowa-natury nie da się przyspieszyć. Lecz ja wiedzialam co mówię, ponieważ czulam oznaki zbliżającego się rozwiazania.
Plan był taki- zaczne rodzić do niedzieli, wcześniej mam jeszcze kilka spraw.
Sobota, siódma rano- wyprzedaż w Next. Wieczorem- szybka podmianka babci na teściów, którzy wrócili z Polski. Niedziela rano msza, akurat Ksiądz mówił o przeżuwaniu Bożego Słowa i zdaniu się na jego łaske. Oj bardzo mi to kazanie było potrzebne. Tak więc, zułam to słowo, modląc się o szybkie rozwiązanie bez komplikacji. Potem jeszcze wycieczka do doliny Dovedale.
To, że coś się zbliża, czulam, ponieważ miałam te same objawy co z Dominikiem. Pól niedzieli na toalecie, napady głodu,  złość, strach, rozdrażnienie, "wicie gniazda" itp.
Wieczorem modlilam się o szybkie rozpoczęcie i kilka godzin snu. Góra mnie wysłuchała i dała pospać do trzeciej nad ranem, kiedy to obudziło mnie odejście wód.
Zachowując spokój pojechaliśmy z P. do szpitala, licząc się z tym, ze pewnie wkrótce nas odeślą.
 Niestety/ stety, nie odeslali. Na ktg wyszło zanikajace tętno malego (prawdopodobnie wtedy sie przekręcał). Rozwarcie 3 cm. Postanowili nas zostawić i monitorować cały czas. Podpięta pod kable, w mokrych ciuchach, leżałam 3 godziny, dopóki Piter nie mógł wreszcie pójść po moją torbe. Musiałam się pytac o każde wyjscie do toalety. Ale nie mogę narzekać na opieke, z racji skaczącego tętna, praktycznie cały czas ktoś z nami był. W między czasie, zgodzilam się na to, żeby mlodziutki student obserwował nasz poród. To był jego pierwszy poród w życiu! Zapytalam go tylko z usmiechem, czy jest pewny tego co robi:). Student blady, spocony, roztelepany, dotrwał z nami do końca:D. 
 Po ósmej drugie badanie- 4cm! Czekamy do dwunastej. Na wszelki wypadek załozyli mi wenflon, ponieważ istaniło ryzyko zakończenia ciąży CC. Założenie tego ustrojstwa, bołało bardziej, niz nie jeden mocny skurcz. O dwunastej  podpieli mnie pod Oxy:(, co pół godziny zwiększając dawki. Po 13 poprosiłam o ulubioną pepidynkę i pomimo kolejnego bólu, tym razem uszkodzonego nerwu w udzie, byłam zachwycona natychmiatsowym odpłynięciem ( nadal gorąco polecam tę formę znieczulenia ale w fazie aktywnego porodu).
Ok pietnastej zaczęła się jazda, wcześniej zasypiałam między skurczami, no haj totalny po tych "dragach"ale po pietnastej już mogłam tylko seplenić i blagać Piotrka o masowanie krzyża. Skurcze z częstotliwością 6/10 min zalały mnie całkowicie. O szesnastej kolejne badanie-6cm!!! Nosz kuzwa, cooo??? Nie bardzo pamiętam cokolwiek z tego momentu ale darłam się już, że chce epidural i to jak najszybciej bo dlużej nie zniose.
Zdąrzyli mi tylko podpiąć kolejną Oxy i zmienić koszule na taką z rozcięciem, kiedy poczułam parte! Minęło moze 15 minut. O 16.23 Jasiek był juz z nami, po pięciu partych i bez pęknięć! Ha, no bo ile razy można  pękać, wystarczy mi stopień drugi po pierwszym porodzie.
Studentowi pogratulowałam,  chłopak był dzielny, nie ma co. A po szesciu godzinach wyszliśmy do domu.:) Także po raz kolejny, moje prośby zostały wysłuchane, szybki poród bez komplikacji. Być może tez, dzieki dobrej opiece i samej oddziałowej, odbierającej Jana, wszystko dobrze się skończylo, poniewaz, mlody był owinięty dwa razy pępowiną i dłuższy czas nie mógł dojść do siebie.
Narzekać  nie moge, traumy nie mam ale jak zachce mi się kolejnego potomka, to chyba zrobie sobie operacje mózgu:). 
P.S. Pierwsze co krzyczałam po porodzie, to - aparat, Piotrkowi udało sie nawet dramatyczne zdjęcie sinego J. zrobic. Drugie to- Dlaczego on nie oddycha! A trzecie to- Gdzie moja Bozia! Która cały czas wisiala na szyi ale z emocji nie moglam jej znaleźć.