środa, 18 czerwca 2014

Kornwalia, dzień pierwszy: Newquay

W ogromnym skrócie, miesiąc temu, pod wpływem strony internetowej Polskie wycieczki:UK i ich rewelacyjnych ofert, postanowilam spontanicznie dowiedzieć się ile by wynosiła weekendowa wycieczka do Kornwalii, o której marzyliśmy od dawna. Wiedzialam, że taka wycieczka musi być na dłużej, gdyż jeden dzień z 5-cio godzinną podróżą w jedną stronę, zaowocowalby jedynie w godzinną radość z widoku oceanu i znów 5-cio godzinną podróż come back. Przemiła Pani z biura podróży, wypywała mnie o ilość dni, miejsce docelowe, termin oraz ilość osób i wysłała ofertę z tej strony: hoseasons- holiday parks. Gdybyście mieli chęć, bardzo łatwo jest wyszukiwać na tej stronie więc polecam gorąco. Po ustaleniu wszytskich za i przeciw z naszą dodatkową podróżniczką, wybralismy rejony Newquay. Z racji tego, że krótkie podróze nam nie przeszkadzają  oraz ogromnej róznicy w cenach, wybór padł na Ruthern Valley Park. Za 3 noce od piatku do poniedziałku w czteroosobowym domku zapłaciliśmy  121 funtów. Niestety mogliśmy wyjechać dopiero w sobote, dlatego w niedzielę postanowilismy przedłużyć nasz pobyt do wtorku. Po zapytaniu o cenę, szczęki nam opadły. Chcieli tylko 25 funtów  za dodatkową noc. Proszę ja was. w sumie 146 funtów za 4 noce (bez wyżywienia), czy to drogo? Muszę jedynie dodać, ze oferta ta była o połowę tańsza, przez promocję na maj i czerwiec. 
Ośrodek nasz był wymarzonym miejscem dla spokojnych ludzi, nie lubiących dzikich tłumów i ciągłych imprez. Spokój, cisza, środek lasu w ogromnej kotlinie, chyba z setka dróg dojazdowych, a każda coraz ciekawsza i niebezpieczniejsza. Dlaczego tak pisze? Bo nawigacja codziennie prowadziła nas innym dojazdem, a jeździliśmy prawie non stop, z przerwami na spanie.
 POdróż rozpoczeliśmy w sobotę o 4 rano, musieliśmy odwieźć babcię na lotnisko i w drogę. Po 9-tej byliśmy już na miejscu. Miłą obsługa, nie kazali pokazywać dokumentów ani potwierdzenia. Okazało się również, ze zamiast dać na klucze do karavanu, dostaliśmy uroczy domek. Chyba z braku ludzi to zrobili. Na ośrodku było tylko kilka rodzin, a my czuliśmy się jakbyśmy byli sami. Po szybkim ogranięciu wyruszyliśmy w trasę. Pierwszy cel: Newquay. Droga wiodła wzdłuż wybrzeża ale widzielismy tylko horyzont oceanu. Najpierw szybkie zakupy i w drogę nad wodę. Nie jestemw  stanie opisać wam co przeżyliśmy po zobaczeniu tego błękitu. Szok, pomieszany z zachwytem. Klify, ocean, szum fal, krzyk mew i mało ludzi. Warto przyjechać poza sezonem w takie meijsca. Dodam też, że spodziewaliśmy się raczej zimna (19 stopni), a zastał nas skwar i jakby nie wiatr to byśmy się chyba roztopili. To nas zadziwiało najbardziej, niby zimno a jednak gorąco. Po kilku godzinach spacerowania spiekliśmy się na raka.
Najpierw przeszliśmy się ścieżką na klifach,a  spacer zakończyliśmy na plaży. Z wózkiem nie było zbyt wygodnie podróżować ale  jakoś poszło. Oprócz pięknych skał i wody, towarzyszyły nam ciągle kwiaty. W każdej ilości i w każdych barwach. Przy każdej drodze, nawet podczas podróży samochodem między wąziutkimi ulicami (tylko na jeden samochód), zalewały nas swoimi kolorami prosto ze ścian drogi, która potrafiła mieć nawet 3 metry w górę. 
Oczywiście przez te wszystkie dni, Donek miał największą frajdę. Nie dość, że woda, to jeszcze piach i kwakwa (mewy). Już na pierwszy dzień tak się wytarzał w tych drobnych kamyczkach, że nie mogliśmy go doczyscić. Trzeba było ściągnąć mu spodenki bo były tak mokre, że nadawały sie jedynie na scierkę do podłogi. 
POla golfowe, surferzy, i całkiem nie najgorsze fale, te widoki towarzyszyły nam wszędzie, gdzie nie pojechaliśmy.
 W momencie, kiedy uświadomiłam sobie, że to słońce wyrzadziło nam już niezłą szkodę, zarządziłam ewakuację i szybki obiad(nie zbyt specjalny). Dzień zakończyliśmy grillem i padnięciem na łóżko:)
P.S. Zdjęcia są moje ale na dniach dojdzie mi spora część zdjęć od naszej towarzyszki MOni:).
































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prosze o pozostawienie opinii:)