Jestem kurą domowa. Jestem nią dlatego, że zmusiło mnie do tego zycie. I to, że znalazłam sie w takiej sytuacji, nie jest wcale tak złe, jakby się mogło wydawać. Bo dlaczego bycie kurą domową ma być złe?
W sytuacji tej, znajduję się wiele plusów i minusów. Do tych drugich, należy przede wszystkim ciągła nuda. No bo ile można sprzątać? Wiadomo, że kiedy ma się cały tydzień na ogarnięcie mieszkania, to nie robi się tego w jeden dzień. Nie powtarza się też każdej czynności codziennie, dlatego pozostaje się nudzić. Gdybym była w Polsce, to już dawno siedzialabym w jakiejś pracy, a niunio zostawałby z którąś pra/ babcią. Wtedy również, miałabym z kim pójść od czasu do czasu na imprezę, zaprosić kogoś do domu, czy spotkać się z familią. W swoim domu, chętniej bym: froterowała podłogi, myla okna, ścierala kurze i robiła setki innych czynności związanych ze sprzątaniem. W domu wynajmowanym, w którym nic nie jest moje, a każdą dziurę w ścianie, trzeba będzie w przyszłości załatać, nie chce się tak robić.
Niestety życie wykopało moje "zgrabne" cztery litery z Polski, postawiło na Wyspach i kazało się przystosować. Pierwsze miesiące (kiedy jeszcze byłam w ciąży), były straszne. Myślałam, że oszaleje. Nie mogłam się za dużo ruszać, wszytsko mnie bolało i ciągle się martwiłam. Pod koniec, kiedy co chwilę dopadala mnie jakaś choroba, a mama P. kazała siedzieć na du.ie, chcialam wszytskich pogryźć. Potem było tylko gorzej. Pomimo tego, że od początku kochałam Domisia, nie czułam się w pełni matką. Właściwie, sama nie wiedziałam kim jestem. Dopadł mnie bejbi blues, płakałam i nie chciało mi się żyć. Martwilo mnie, że nie mogę już być tak blisko z Piotrkiem, że nawet we własnym łóżku nie ma dla mnie miejsca ( z jednej strony chłop, z drugiej dziecko, a ja po środku skulona), a chęci do jakiegokolwiek działania zanikły. Bylam takim nakręcanym robotem. trochę snu, trochę jedzenia. Przewinać, nakarmić, przebrać, wykąpać, położyć spać, dziecko oczywiście i tak w kółeczko.
Dopiero po jakiś trzech miesiacach, zaczęłam się przystosowywać. Siedzenie w domu przestało mnie tak męczyć. Siłownia, zmobilizowała do dzialania. Zaczęłam więcej się ruszać, sprzątnie zaczęło przynosić mi jako taką radosć, a perspektywa wakacji w Polsce cieszyła jak milion dolarów. Poczułam, że jestem matką, zrozumialam, ze nadal mam swoje życie, nadal mogę mieć czas dla P. , a po 5-ciu miesiacach, odzyskalam łóżko. Wiecie jakie to bylo szczęście? Przyzwyczajenie dziecka, do spania w łóżeczku. Nawet jeżeli miało to być pół nocy, to i tak się cieszyłam.
Kiedyś zadano mi pytanie, czy nie mam czasami ochoty wszytskiego pieprznąć? Czy chce mi się tak w nocy wstawać i być ciągle nie wyspanym?
A komu się chce? Długi czas zajęlo mi zrozumienie, że moje nerwy w nocy w niczym nikomu nie pomagaja. Nieee... nie bije dziecka, nie krzycze na niego ale zdarzalo mi się przekląć, kiedy go bujałam na milion różnych sposobów, a on dalej jęczał. Da sie do tego przyzwyczaić, ale na to potrzeba czasu i cierpliwosci. Częsc matek tłumi w sobie te negatywne uczucia, chodzą ciągle złe, znerwicowane, jak tykajace bomby zegarowe. Ja, starałam się pozbywać, tych złych emocji, poprzez częste rozmowy np. z Piotrkiem. Uadło się. Teraz wszytskie brzydkie słowa płynął jak rwąca rzeka ale tylko w mojej glowie. Nerwy są schowane, gdzieś głęboko we mnie i daje rade. A zmęczenie w ciągu dnia? Organizm się przywyczaił i rzadko kiedy je odczuwam.
To właśnie siedzenie w domu nauczylo mnie cierpliwości. Dzieki temu mogę w pełni poświęcić się na kształtowanie naszego dziecka.. Nauczyć go zasypiać w łóżeczku, jeść o stałych porach, spać przez cala noc, nie spożywać posiłku w nocy. Zasypiać w dzień w łóżeczku i wiele innych. To właśnie dzięki temu, że jestem kurą domową, mogę na spokojnie nagotować dziecku obiadków, narobić deserków, ogarnąć w domu, zrobić jeść chłopowi.
Nauczyłam się doceniać tą sytuacje i pomimo tej chole..ej nudy, chętnie posiedzę jeszcze przez jakiś czas z Donkiem, którego kocham nad życie:). A potem równie chętnie wróce do Kraju, skończę szkołę i pójdę do pracy.
Ciekaw Jestem twojego spojrzenia na sprawę 6 latków.
OdpowiedzUsuńhttp://subiektywa.blogspot.com/2013/10/6-latki-do-szkoy.html