środa, 9 października 2013

A gdybym miała wybór: Miasto, czy wieś?

Jeszcze kilkanaście lat temu, główną atrakcją dla miastowych dzieci w wieku szkolnym było własne podwórko. Place zabaw, traktowane jako główne miejsce spotkań dzieci z całego osiedla, pobliskie krzaki, balkony. W załomach bloków, grało się w Króla skoczka. na chodnikach, w klasy, kapsle, skakało na skakance. Piaskownica była wymarzonym miejscem do budowy mostów, czy zabawy w sklep.  Pod balkonami zakladało się bazy, a na osiedlu grało w podchody.
To właśnie z tym mi się kojarzy moja młodość.
Dzisiaj niestety, można powiedzieć, ze te czasy minęły.  Place zabaw, opustoszały. Jedynymi użytkownikami są malutkie dzieci z rodzicami. Albo młodzież, z piwem. Na trawnikach widzi sie tylko napisy: Zakaz gry w piłkę!, Zakaz chodzenia!, Zakaz wprowadzania psów.
To wszytsko można nadal dostać na wsi, nie chodzi mi tutaj o place zabaw ale o wolność. Nie pochodzę ze wsi ale każde wakacje spędzałam poza miastem. 
 Wlaśnie tutaj miałam największe pole do popisu. W lecie, beztrosko biegalismy z kuzynami po łąkach, chodziliśmy na kijanki, tarzaliśmy w błocie, robiliśmy ogniska, a dzień kończył się kiedy było już ciemno. W zimie, potrafiliśmy spędzić pół dnia na budowie igla i dopiero głód zwoływał nas do domu. Po sniegu, najfajniej zjeżdżało się z ogromnej góry, a potem wygrzewało przy piecu. Smaku, wielu warzyw i owoców też nigdy nie zapomnę. Najsłodsze ziemniaki, wykopane z rodzinnego pola, jadłam właśnie na wsi. 
Kiedy dziecko wchodzi w wiek gimnazjalno-licealny, przestaje myśleć o tego typu zabawach W tym momencie, głupota często uderza do glowy i jedyne o czym się myśli, to o eksperymentach. Place zabaw, do tej pory tworzące swojego rodzaju, drugi dom, zamieniają się na tani bar. Jest przecież ławeczka, w pobliskim sklepie alkohol, to czego więcej do szczęścia potrzeba? Jedynie spokoju, którego młodzież miastowa, nie ma nigdzie, jeżeli pije alkohol w miejscu publicznym i glosno się zachowuje. Przeganiani z miejsca na miejsce. Plac zabaw- Skate park- teren podstawówki-pobliskie krzaki,  czy wąwóz. czasami też klatki schodowe. Rzadko kiedy, zdarzalo się, że mogliśmy siąść spokojnie u kogoś w domu. Dla wypicia piwa, zapalenia papierosa, potrafiliśmy tułać się po osiedlu kilka godzin, uciekając przed policją, jak mysz przed kotem.
Nie dziwię sie, że ludzi nie lubią młodzieży. Zwykle, tworzyliśmy sporą grupę, sikającą pod czyimiś oknami i drącą gęby do późna. Każdy ma jakieś granice cierpliwości. Teraz nie wyobrażam sobie, żeby 10-ciu angoli, stało pod moimi oknami i swoim głośmy zachowanie, budziło mi przez całą noc dziecko. Ale co mieliśmy robić? Nie stać nas było, na pójście do baru. Szwędać się po galerii Handlowej, czy iść do McD? Po co? Kto by nas tam akceptował? W dodatku, było bardzo daleko. 
Nie ma w mieście miejsc, gdzie młodzież może kulturalnie się spotkać, na dworze oczywiście. Napić jakiegoś zacnego trunku, wypalić skręta (przykłąd) i grzecznie pójść do domu spać. Dlatego takie nagminne zachowania młodych ludzi, są i będą obecne. Na prawdę nie każdego stać na chodzenie po pubach.(Nadmienie tylko, ze czasami wychodziliśmy do baru, czy dyskoteki ale taniej jednak, było siąść na dworze, nawet z ryzykiem spisania przez policje)
Także w tym przypadku, wieś wygrywa. Tutaj z każdym czuje się wspólnotę, wszyscy się znają, a miejscowy patrol , zazwyczaj jest nie taki straszny, na jakiego wygląda. Sa burdy i owszem ale zaraz zakończone sztama (zazwyczaj). Pewnego lata, kiedy zawitąłam w takim wiejskim barze , późną nocą, to przyznam się bez bicia, nigdzie i nigdy nie słyszałam takiej ciszy. Nie zrozumcie mnie źle. Ludzie rozmawiali, bawili się, muzyka grała, w TV leciał jakiś mecz ale kiedy się wyszło przed ten budynek, na rynek, była tylko cisza. Coś czego bym oczekiwała właśnie od wsi.  Powiem więcej. Wieśniaki(bez obrazy), potrafią się zachować 10 razy bardziej kulturalnie i z klasą, od miastowych. Wiedzą, ze gębę to na kłódkę się trzyma, a rodzina, jest najważniejsza.
Nie wrzucam wszytskich do jednego wora, wiem, ze są różne sytuacje, że plotka tam, jest na porządku dziennym, a z siekierą po wsi, nie jeden pijak latał ale przynajmniej trzymają się razem i mają coś, czego zazwyczaj nie mają miastowi. HONOR. 
Reasumując, gdybym miała wybierać: Gdzie się urodzić i wychować: wybrałabym wieś. Bo swobody, jaka tam panuje, niestety w mieście nie dostaniesz.
Blokowisko, cienkie ściany, mała przestrzeń: Pole, lasy, łaki, kulturalnie spozyty alkohol:) i to w miejscu publicznym. 
P.S> gdyby ktoś się czepiał, że nie jestem ze wsi i nie powinnam się wypowiadać, to powiem wam tyle. Mieszkam z osobami pochodzącymi spoza miasta, na codzień. Dużo słucham na ten temat, a i sama często na wsi bywałam. Troszkę jednak pojęcie mam. Buźka
Jeżeli kogoś uraziłam tym tekstem albo rażąco się pomyliłam, proszę o poprawienie mnie.

1 komentarz:

  1. doslownie, siedzneie na laweczce i piwko. najlepiej moim zdaniem mieskzac tak na obrzezach miasta, gdzie pojdziesz sobie nad rzeczke, do wawozu, spacery, blisko do miasta. ale wyskoczyc na weekend czy na wakacje do dziadkow na wies to tez trzeba uczynic :) wszedzie dobrze ale w domu najlepiej :)

    OdpowiedzUsuń

Prosze o pozostawienie opinii:)