czwartek, 2 maja 2013

Wolny tryb załączam :ENTER! Czyli, sprawy urzędowe w UK.

Dzisiaj kilka przykładów na "szybkie" załatwianie różnego typu formalności w UK. Przykład pierwszy: O angielski paszport dla dziecka można się starać jezeli jeden z rodziców przebywa w UK powyżej 5 lat i jest w stanie to udokumentować (np. P60, P45 badź inne dokumenty potwierdzające zarobki i opłacanie składek w oryginałach). Dodatkowo: pełny odpis brytyjskiego aktu urodzenia dziecka w oryginale, 2 zdjęcia , wypełniony formularz paszportowy, oraz podpis osoby z paszportem brytyjskim (przynajmniej dwu-letnim, chodzi tu o jego starość) i przepisana formułka z formularza na jednym zdjęciu. Wszystko ok, dokumenty załatwiliśmy i wysłaliśmy już 3-4 tygodnie temu. Po jakiś 1,5 tygodnia dostaliśmy pismo, że potrzebne są jeszcze nasze akty urodzenia i dowody osobiste w oryginale. Musieliśmy czekać na to, aż mama Piotrka dowiezie to z Polski, teraz oddałam dopiero do tłumaczenia i będziemy wysyłać. Piotrek zadzwonił do biura paszportowego i poprosił ich o przedłużenie tej całej sprawy. Zgodzili się i kazali dosłać tylko te dokumenty. To było we wtorek, dzisiaj doszedł kolejny list od nich, że są jakieś złe dokumenty i, że muszą być oryginały(nie wiem o co chodzi) oraz, że nasze podanie zostaje wycofane, pismo wysłali w dzień kiedy dzwoniliśmy do nich. Wkurzyłam się, zadzwoniłam tam i usłyszałam, że wszystko ok i, że mamy dosłać tylko akty urodzenia nasze i dowody osobiste! Noż ku...a, to w końcu jak?!!!!!Baba nic nie mówiła i nie wiedziała o tym, że jeszcze coś mamy dosłać. Za dwa miesiace musimy mieć paszport dla dziecka. Polski Konsulat zaś wymaga rejestracji dziecka w Pl, czyli znowu wysyłanie dokumentów do Polski, tłumaczenie tego, upoważnienie na moją mamę, potem z tymi dokumentami z Polski again umawiać się do Konsulatu (najbliższy termin po 19.07.2013!!!), a my mamy jego chrzest 14.07. Generalnie totalna dupa, załatwienie paszportu w UK to masakra! Najlepiej umawiać się jeszcze przed narodzinami dziecka!!!:P. 
Przykład drugi: Wynajem mieszkania.  Przede wszystkim mała informacja, większośc ludzi w UK wynajmuje mieszkania przez agencje mieszkaniowe. Ciężko znaleźć takie od prywatnego właściciela i trzeba uważać, bo nie oddają zaliczek. Pierwsze przeżycia  mieliśmy miesiąc po przyjeździe do Anglii, kiedy szukaliśmy normalnego domu do wynajęcia. Chłopaki pracowali dopiero od miesiaca wiec byli mało wiarygodni. Dodatkowo byli self employed czyli tj. własna działalność. Agencja przez którą było wszytsko załatwiane to Martin and Co. Nie było najgorzej, tylko wymagali gwaranta. Gdyby nie uprzejmość pewnej Dobrej Kobieciny:P (dziękujemy jeszcze raz), która za nas poświadczyła, to byśmy musieli zostać w spelunce z grzybem i menelem. Do tego opłaty agencyjne w wysokości 100 funtów i w tydzień była załatwiona przeprowadzka. Po pięciu miesiącach, czyli  miesiąc przed zakończeniem umowy mieszkaniowej, postanowiliśmy się wyprowadzić do innego miasta, które znajduje się bliżej pracy chłopaków. Mieszkanie wybrane, opłaty agencyjne porobione (300 funtów, agencja Your Move), wszystko miało być alright, a tu nagle telefon pierwszy:brak potwierdzenia że mieszkamy w UK. Zawieźliśmy, miało być dobrze. Następny telefon po tygodniu: Musi być gwarant!. Nasza Kochana była akurat w Pl wiec znowu latanie, załatwianie, żeby dokumenty wypełnić, ksero dowodu, no jest ok! Po tygodniu znowu: Gwarant musi być osobiście i jeszcze pokazać dokumenty potwierdzajace adres, a wogóle to nasz gwarant za mało zarabia i potrzebujemy jeszcze jednego( doszli do tego po pięciu tygodniach!). Wtedy zrezygnowaliśmy i tylko dzieki temu, że właściciel dotychczasowego domu się zgodził, mogliśmy przedłużyć umowę na kolejne pół roku. Oczywiście 300 funtów przepadło, dom też. Teraz wynajmujemy przez agencje       " Bob Gutteridge", z którą też było troszkę problemów( załatwianie tzn. sprawdzanie nas, miało trwać 2 tygodnie, a trwalo miesiąc, do tego w końcu wyprowadzka tuż po porodzie) ale na szczeście obyło się bez gwarantów itp. ekcesów. Piotrek od 7 miesięcy ma kontrakt, a więc dużo dzięki temu udało się załatwić.
Przykłady trzecie: Jakiekolwiek załatwianie spraw przez telefon? Super! Tylko trzeba dobrze znać angielski, gdyż na infolinii często siedzą pakistańczycy, bądź inni ciemnogłowi (to nie było rasistowskie) i ciężko ich zrozumieć. Dodatkowo każde połączenie to masakra. Najpierw czeka się nawet do 10-ciu minut na rozmówce, potem ciągle Cię przełaczają na inny dział. Wszystko tłumaczysz od początku, płacisz majątek za telefony i tak w kółeczko. A niektóre sprawy można załatwić tylko telefonicznie. Wieczny burdel jest u nich w papierach! Nie komunikują się między sobą, nie przekazują informacji i często przez to jest potem zamieszanie, tak jak z naszym paszportem podejrzewam.Głupie kupienie styka z przenośnym internetem (Orange), to podpisanie całej umowy od której ciężko się odwołać, a wypowiedzenie trzeba wysłać miesiac przed datą końcową. Przeniesienie internetu? My czekaliśmy miesiac na inżyniera, który w końcu okazał sie niepotrzebny bo wszytsko odbyło się drogą telefoniczną (gniazdko było w domu i musieli je tylko aktywować na nazwisko Piotrka). Tak, tak kochani! Aktywacja głupiego gniazdka trwała miesiąc! Tego w tym kraju nienawidzę. Oni mają wiecznie na wszytsko czas. Nawet przy kasie w sklepie np. Tesco, to się obserwuje. Bo pani przed Tobą musi pogadać na temat swojego okresu z kasjerką oraz jakie pampersy wybrała dla dzieka. BŁAGAM NAPRAWCIE TEN SYSTEM!!! Pozdrawiam, musiałam się wygadać troszke:P.

 Dwie fotki, tak dla rozluźnienia po ciężkim temacie:
rewelacyjne lody z super dodatkami. minus: bardzo słodkie i drogie, ok 5 f. za litr

2 komentarze:

  1. oj to wspolzuje tej biurokracji:( W Irlandii pod tym wzgledem jest bardziej ludzko. Wiekszosc spraw jest zalatwiana przez telefon lub online - tutaj tez sie spedza na holdzie 10 minut, ale gwarantowane jest, ze jak juz dzwonisz to zalatwisz... Na aktywacje internetu i przesylke modemu czekalam 4 dni, podobnie ze sprawami bankowymi do 5 dni roboczychi otrzymalam kredytowke- to minus, bo przez zwykla karte platnicza sie nic nie zaplaci online... nawet do biletow lotniczych musi byc kredytowka. Z mieszkaniem tez bezproblemowo. W sumie przez 9 miesiecy moich tu przeprowadzalam sie 3 razy. Tyle mialam szczescia ze prywatni wlasciciele sa chyba tu bardziej popularni od agencji i w sumie 50-100 euro roznicy w czynszu jest a to w sumie duzo patrzac na inne oplaty. No i podstawa-> dobry wlasciciel a ma sie wszystko czego potrzeba ... no wiem Elek, ze to twoj blog, ale jakos tez mi sie chcialo podzielic... W sumie chyba na jesieni odwiedze Londyn albo kawalek Anglii A jak jest w Anglii z praca? No i czekam na twoj wpis na temat rodakow za granica ...  jakie sa twoje spostrzezenia i uwagi mocno pozdrawiam i czekam na kolejne ‘’czytadelko’’  Marta- twoja wierna czytelniczka !

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma problemu:) Po to jest ten blog, żeby inni też mogli się wypowiedziec. Być może, że akurat my tylko mielismy takiego pecha co do tych wszystkich spraw:). A z p[racą? tam gdzie wczesniej mieszkalismy moglo byc bo bardzo duzo naszych rodaków, tutaj gdzie teraz jestem ponoc nie ma za bardzo pracy niestety:( Tutaj tak mieszkania sa rozchwytywane, ze nawet przez agencje ciezko znalezc normalne. Dzieki za pomysł na post i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prosze o pozostawienie opinii:)