Dopiero dzisiaj do mnie dotarlo, co to znaczy nie miec czasu. Odkad wstalismy z mlodziencem, praktycznie ciagle cos robimy. A raczej ja robie, a mlody sie buntuje. No bo ile mozna siedziec w wysokim krzeselku i gapic sie jak mama gotuje. No niestety, jak nie ma babci, to Donek jest zmuszony mi towarzyszyc. Tym bardziej kiedy tego gotowania jest tak duzo. Obiadek dla dziecka na jutro
(barszczyk), surowka z kapusty kiszonej, ziemniaki dla Piotrka, kotlety z piersi, barszcz z burakow dla nas, a w miedzyczasie zrobic obiadek i deserek na dzisiaj. Ale jak narazie koniec, czekamy na tate, ktory poleci ze smieciami bo mi dziecko nawet tego nie daje zrobic.
Dzisiaj bylismy pierwszy raz na darmowych zajeciach dla maluchow w bibliotece publicznej. Wrazenia bardzo pozytywne.
Zabawa polegala na nasladowaniu dwoch pan, ktore spiewaly znane angielskie piosenki dla dzieci. Panie pokazywaly do piosenek pewne gesty, a dzieci powinny za nimi powtarzac i w miedzy czasie wygrywac rytm na grzechotkach, tamburynach itp. zabawek, ktore sa rozdawane na poczatku. Oczywiscie jest to tylko teoria, gdyz wiek dzieci to mniej wiecej 5-24 msc. Wyobrazcie sobie niemowlaka wygrywajacego rytm i pokazujacego swoje kolana. Nie jest to realne i nawet starsze dzieci mialy z tym problem. Tak naprawde najwieksza radosc mieli rodzice/dziadkowie/opiekunowie. Byl nawet jeden dziadek, ktory znal wszystkie piosenki. Zdziwilo mnie tylko jedno, slaba jakos prowadzenia tych zajec. Panie w nosie mialy to, ze jestem nowa, nikt sie nie przedstawial, nikt ze soba nie rozmawial, nawet dzieci sie ze soba nie bawily, kazde tylko siedzialo ze swoim opiekunem. Prowadzace przyszly, rozdaly grzechotki, zaczely spiewac, potem rozdaly teksty do nowych piosenek swiatecznych, skonczyly i poszly. Minusem jest takze to, ze na kazdych zajeciach jest to samo. Nie dziwie sie, ze wszyscy perfekcyjnie znali teksty piosenek. Dla nowych osob tekst danej piosenki jest na duzej tablicy stojacej obok kobiet. Tylko, ze ja z moja slepota moglam jedynie sciemniac, ze cos tak umiem i nasladowac reszte. No coz, moze sie jeszcze naucze.
Gdyby mialy to byc zajecia dla mnie, wiecej bym nie poszla. Ale jest to czas dla malego i wiem, ze nie pozalujemy go. Z zafascynowanie patrzylam na jego reacje. Obserwowal nowa sytuacje z zapartym tchem. Chcial zjesc wszystkie dzieci, szczegolnie starszego chlopca ktory siedzial obok. Poglaskal go nawet po glowie, czego totalnie sie nie spodziewalam. Musimy czesciej chodzic do dzieci, bo mi dzieckozdziczeje w domu.
Smialam sie tylkoz moich wnioskow: Mam niegrzeczne dziecko! Albo to angielskie maluchy sa nad wyraz cierpliwe. Dominik jako jedyny byl zainteresowany tym co sie dzieje, jedyny krzyczal, babowal i dadowal. No i oczywiscie nie moglo zabraknac charakterystycznego poruszania pupa w rytm muzyki. Ostatnio P. zapytal sie mnie, czy kazde dziecko tak silnie reaguje na muzyke jak Donus. Odpowiedzialam mu, ze w mniejszym lub wiekszym stopniu tak. Dzisiaj zmienilam zdanie. Nie wszytskie dzieci maja takiego swira na punkcie muzyki jak nasz syn. On ma totalnie n atym punkcie odjechane. Odkuzacz, sokowirowka, koledy, muzyka organowa, klasyczna, rockowa i wszystko co tylko wydaje dzwiek, reakcja jest natychmiastowa. A teraz stoi pod stolem i klaszcze sobie w raczki. Zdecydowanie zajecia sa dla niego.
Uciekam konczyc obiad i pasc. Koncowka dnia, jak sie ciesze!:) Do milego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosze o pozostawienie opinii:)