Wczorajszy dzień był, hmmm... intensywny i wesoły. Zaczęło się od "szybkiego" wybrania, potem mała podróż po ciocię, która pojechała zamiast dziadka. Po drodzę okazało sie, ze P. nie wziął kanapek, więc po zajechaniu na miejsce trzeba było najpierw pójść do McD. Ja zas, uświadomiłam sobie, że wziełam dziecku za mało jedzenia. Biegiem do sklepu po obiadek, a łyżeczke wysępiłam w McD. Miejsca parkingowego szukaliśmy chyba z pół godziny (bo mój mężczyzna sie mnie nie posłuchał:P). Już podczas spaceru, okazało sie, że nie wziełam Donkowej torby z niezbędnymi rzeczami ( z samochodu). Dobrze, ze miałam przy sobie chociaz ten nieszczęsny obiadek. Mamie na torbę nasrała mewa, a ja w ostatniej chwili zauważyłam jak jakas baba chciała gwizdnać moją torebkę. Dzień pełen atrakcji:). Wrócilismy dopiero na wieczór i czas był już tylko na uśpienie D. Oczywiście byliśmy znowu w Walii, nad morzem. Tym, Razem wybraliśmy piękne miasteczko o nazwie Llandudno. Diametralnie różniące sie od Rhylu. Przede wszystkim tamto jest arczej dla ludzi młodych, a to dla starszych. na ulicach dało sie właśnie taką różnice zauważyć. nie mogę mysleć z rana, cieżka noc była. A wogóle to chciałam wam powiedzieć, ze P. rzucił w srode pracę i dzisija pierwszy dzień ponownie w starej. Przynajmniej lepsze warunki wynegocjował.
Miłego oglądania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosze o pozostawienie opinii:)