niedziela, 23 lutego 2014

Dwanaście miesięcy za nami!! Urodziny

Najpierw może  o zmianach które nastąpily w ostatnim miesiącu.
Po pierwsze:
- z ogromnym hukiem wyszedł siódmy ząb. Potem nastapiła ogólna choroba i cały dom w smarkach
- może i jeszcze nie mówię świadomie ale za to powtarzam wszystko co mi sie tylko spodoba
- zacząłem sam spacerować po dworze i idzie mi to coraz lepiej
- w nocy nadal szarpie mame za wszystko co ma jakiekolwiek owlosienie, a palce wędrują      niebezpiecznie w okolice każdej dziury na twarzy.
- uwielbiam wpadać do namiotu i czekać aż mama mnie nastraszy i załaskocze
- nauczylem się wchodzić na krzesełko, teraz pora na łózka:)
- lubie włączać wtyczki do gniazdka i uciekam jak tylko ktoś się zbliża
- mam syndrom zlodzieja. Kradne z szafek cokolwiek, co mi się spodoba i zwiewam zanim mi to ktoś zabierze.
          
Z ogólnych umiejętności to chyba będzie tyle. Dominik opowiedział wam w kilku słowach co się u niego zmieniło. Teraz ja, zdam relacje z dnia wczorajszego- imprezowego.
Sobota była zdecydowanie zakręconym dniem i momentami bałam się, że zakończy się tragicznie ale na szczęście obyło się bez większych wypadków. Najpierw w drodze do sklepu (samochodem), prawie zahaczył nas pojazd jadący z naprzeciwka. Starszy pan pojechał dalej, nie zwarzając na otwarte drzwi w swoim aucie. Następnie, był mężczyzna próbujący wjechać sklepowym koszem na ruchowe schody jadące w dół. Kobieta, która prawie wjechała w Piotrka. Latający tort, szampan na moich spodniach (oczywiście, tego moglam się akurat spodziewać, kiedy zaczęłam kroić główne ciasto) i pękające łóżko.
Solenizant, imprezą był zachwycony. Tylko na początku bal się trochę cioci Eli ale już po kilku minutach zaczął zaczepiać jej długie włosy i szarpać ładny naszyjnik. Potem biegał z balonami po całym pokoju, a w końcu padł w łóżeczku jak przystalo na grzeczne dziecko i spał jak nie żywy całą noc.
Oczywiście moja dieta wzięła cąłkowicie w łeb więc mogę być dumna tylko i wyłacznie z tego, że waga stoi w miejscu, a ja nadal ćwiczę. Teraz zmieniam kanał na edycje dwustu zdjęć, a potem załaczę wam część z naszej wielkiej imprezy:)



Dodaj napis

prezent od mamy:) juz umiemy wsiadać:)

testuje rzęsy z glossyboxa:)



Dodaj napis




Baloniki!!!

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

prezent od cioci i wujkow:)


daj babciu paluszka  


Dodaj napis



Jestę fotografę

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis


sobota, 15 lutego 2014

Good day is today! Walentynkowy Glossybox UK

Dzisiaj jest zdecydowanie dobry dzien. Nie tylko przedwczesnie doszedl najnowszy walentynkowy glossybox, dostalam tez szybciej paczke ze Sport Direct z dresowymi nowosciami. W koncu trzeba bylo zainwestowac troche w luzne ciuchy, poki BIG Sale trwa.
W zeszlym miesiacu glossybox byl tak marny, ze nie chcialo mi sie nawet brac do reki aparatu. Jedynie peseta sprawdza sie idealnie. Reszta, czyli probki kosmetykow do ciala, czekaja na jakis wyjazd. Pudelko dostalo  tak duzo zazalen, ze zespol rozeslal ankiete sprawdzajaca oczekiwania klientow.
 Aktualny glossy zdecydowanie przewyzszyl jakoscia poprzedni. Ju na wstepie zachwycilo mnie cudowne pudelko, rozowa wsazeczka i kolory produktow. Calosc wygladala niezwykle zachecajaco, w rzeczywistosci tez taka jest. 
Oto produkty.




Dodaj napis




















1. Nougat London- Sparkling Body Shimmer- 14f. za 250ml. Bardzo lagodny zapach i delikatne drobinki jestem ciekawa efektu, na razie jeszcze nie testowany.

 
2. Eldora eyelashes- 3.90f. 

 

3. Ciate London- paint Pot- 9f. za 13.5ml. Kolor jaki dostalam to cos pomiedzy rozem a fioletem. Jak narazie zapowiada sie dobrze, chociaz wyraznie widac, ze dwie warstwy sa konieczne.



 4. Giovanni Eco Chic Cosmetics- 7.99f. za 251ml szampon+ odzywka.  Dostalam trzypak szampon, odzywke i maske na wlosy suche i zniszczone, Zobaczymy jutro jak sie spisuje ten specyfik. 


5. Maybelline New York- Big Eyes Mascara- 8.99f. Dwu stronna maskara z maybeline, wieksza szczoteczka do dlugich rzes, mniejsza do tych trudno dostepnych. Czy mi sie podoba? Wydluza ladnie ale tez mocno sklepja rzesy, czego bardzo nie lubie. Musze uzywac dodatkowego tuszu, zeby je rozdzielic i wykonczyc. Co do szczoteczek, sa dosyc wygodne, szczegolnie ta wieksza ale mniejsza jest jak dla mnie zdecydowanie zbyt dluga. 

 


6. EXTRA czekoladka Lindor Treat bar-  0.79f za batonika. ide skosztowac:) Wiem ze jestem na diecie ale ostatnie dwa tygodnie poszly zdecydowanie w brzuch, dobrze ze cwicze.



P.S Przepraszam za brak polskich znakow, cos sie powalilo komputerowi:)


czwartek, 13 lutego 2014

O porodzie raz jeszcze; Prawdziwy cud narodzin.

Trzy teksty, pisane rękami trzech różnych matek, każdy poruszający równie mocno (link1, link2, nie ma płodzika ).  Ten sam czas, w środkach masowego przekazu aż huczy od traumatycznych przeżyć rodziców, którzy najprawdopodobniej z winy lekarzy stracili nowonarodzone dzieci. Zbyt dużo tragedii, a nagłaśnianie takich spraw jest tylko ogromnym plusem. Kiedy wreszcie otworzą się oczy  tym, którzy są za to odpowiedzialni? Kiedy wreszcie coś sie zmieni?

Dzisiejszy tekst będzie o porodzie. Pięknym, cudownym,  momencie w którym Dominik przyszedł na świat. Już raz o nim pisałam: opieka-zdrowotna-podczas-porodu ale dzisiaj chciałabym wam go pokazać z innej perspektywy. Swoim opisem chciałabym was uswiadomić, ze nie zawsze może być tak traumatycznie jak w tekstach o których wspomnialam na początku.
 Przyszle mamy- nie bójcie się rodzić!         
A mamom które nie chcą wspominać pierwszych chwil z dzieckiem moge tylko powiedzieć: Nie zasłużylyście sobie na to, nikt nie zasługuje na takie traktowanie. każda z nas ma takie same prawa, każda powinna mieć dostęp do dobrego wyposażenia szpitalnego, zaangażowanego personelu. Wszystkie powinnysmy rodzić bez strachu o życie nasze bądź dziecka i wszystkie zasługujemy na szacunek!                      

Za 6 dni minie rok od narodzin naszego syna. Najpiękniejszy rok z całego mojego życia. A wszystko zapoczątkowało obżarstwo! Tak właśnie, dobrze przeczytaliście. Ponoć większość matek czuje, kiedy zbliża się moment rozwiązania. ja poczulam dosyć mocno, bo mialam kilka symptomów zwiastujących to wydarzenie. Tak jak już wspomnialam, obżarstwo, następnie "wicie gniazdka". Pod wieczór złapało mnie posiedzenie na toalecie, wystarczajaco długie, zeby zrozumieć co się z tym wiąże. Oczywiście odczuwałam też niepokój, strach i podekscytowanie w jednym.

A potem się zaczęło. Wody odeszły, płacz, smiech, pospieszne pakowanie, ręcznik pod tyłek, jedziemy. Od razu zostałam przyjeta na KTG, które pokazało to o czym już wiedziałam , jeszcze nie czas.  
Odesłali nas do domu, badania nie miałam ponieważ występowało duże ryzyko zakażenia. Za kilka godzin znowu byliśmy w drodze. Przyjęła nas miła położna, która patrząc na mnie fachowym okiem stwierdziła, że do porodu zostało ze dwa dni. Pomimo to, zostaliśmy położeni w cichej sali z cudownym łózkiem, rozkladanym na każdy możliwy sposób, z prywatną łazienką, bezpłatnym telewizorem, kanapą na której spał Piotrek, piłka, materacami i wszystkim czego tylko może potrzebować kobieta rodzaca.  Boze jak ja nie chciałam wracać do domu! Telepiąc się z zimna  jak w febrze, powtarzałam tylko: Piotrek zrób wszytsko, żebyśmy zostali. Nie chce do domu, chce tu być, tu mi wygodnie, nie chce znowu jechać 30 km! Co godzine przychodziły kolejne położne tłumacząc, że nie ma potrzeby zostawiania mnie w szpitalu, a ja w tym czasie rozkoszowałam się urokami olbrzymiej wanny i ciepłej wody otaczajacej moje zbolałe ciało. Co chwile mielismy też wizytę studentki, której zadanie polegało na badaniu mojego cisnienia oraz tętna dziecka. Ani razu nie usłyszałam: Co Pani tu jeszcze robi? Powinna Pani być w domu, a nie zajmować łóżko. Ani razu nie zobaczyłam zirytowanego wzroku, co najwyżej przybity ( Kolejna co myśli, że już rodzi), ale nie czułam niechęci, czy innych negatywnych emocji od położnych. Przez 19 godzin, nie wiedziałam jak szybko postepuje cała akcja. Nawet na moją wyraźną prośbę lekarz nie wyraził zgody na badanie. Usłyszalam tylko, ze po odejściu wód płodowych poród może nastąpić do 72 godzin (wiem, że w Polsce jest mniej) i, że będę miala wywołanie 20 lutego o 8 rano. No cóż, dziecko sprawiło im psikusa.
 Po przeniesieniu na tzw. cichą sale, dostaliśmy powera. Cieszyłam się jak dziecko, że wreszcie mam gwarancje nietykalności i, że nikt mnie juz nie będzie wyrzucał. Byla godzina 4-ta po poludniu, trzy godziny przed przyjściem młodego na swiat. Położne przyniosły Piotrkowi rozkładany fotel,a  mnie próbowały namówić na zjedzenie czegoś, zebym miała siłe rodzić. Po dwóch godzinach czekania, dostalam wreszcie znieczulenie i moglam odpłynąć. No powiedzmy, bo przy skurczach co minute i kazdym trwającym przez minute, nie dało rady raczej zasnąć. Z tego momentu zbyt wiele nie pamiętam, oprócz rozmowy z mamą przez telefon i śpiącego Potrka. Wiem tylko, że jak już było na prawdę nie do zniesienia obudziłam go z informacją, że idę sie kąpać. Ledwo wyszłam do wanny, zaczęło mnie coś rozrywac. No dobra po pierwsze nie coś, tylko ktoś, a po drugie opis samego porodu wam oszczędzę, może niech każdy sam to przeżyje:).
Nie pamietam czy krzyczałam ale wiem, że rozwalałam ramy łózka i łamalam palce Piotrkowi. Ani razu nie usłyszałam: Prosze nie krzyczeć. Ani razu tez nie słyszałam innych kobiet pomimo zapełnionego oddziału. Połozna powinna być jak matka; pocieszać, rozumieć, a przede wszytskim wspierać i uczyć. Dostalam to. Pół godziny ciągłego wsparcia, pocieszania, namawiania i kontrolowania. Ani razu złości, nerwów czy zniecierpliwienia. Dostałam pomoc z każdej możliwej strony, a po wszystkim chyba pięć polożnych uczyło mnie karmić piersią. Tylko jedna okazała się agresywna i doprowadziła moje dziecko do histerycznego płaczu a mnie do białej gorączki. Ulotki z numerami do poradni laktacyjnych, nauka kąpieli, badanie słuchu i co chwile inna osoba na oddziale. Każdy wchodził z usmiechem, gratulował dziecka i życzył szczęścia. Nigdy i nigdzie nie czułam się tak doceniona jak w tym szpitalu.

Zdecydowanie, narodziny Dominika zawsze będą mi się kojarzyć ze szczęsciem i kazdej mamie życzę takich chwil. Życzę też dużo cierpliwości i stanowczości w walce o to, co należy się każdej kobiecie.

czwartek, 6 lutego 2014

I tak co noc: Chrrr, mmmm, zgrzyt, piii!!!!

Ja rozumiem wszystko ale to już ludzkie pojęcie przechodzi. I tak pół nocy! 
Zaczyna się róznie, dzisiaj od głośnego: Chrrrr, Chrrrr mi prosto do ucha!!! Tak, to Piotrek chrapie. A uwierzcie mi, że potrafi to robic. Im bardziej go szturcham, tym glosniej on to robi. i 100 razy w nocy ciagnięcie go za rękę, żeby się wreszcie przekręcił.
Potem, kiedy już zaczęłam zasypiać zaczęło się drugie;mmmmmm,mmmmmm,mmmm. Dominik jęczy. Wstaje, biore go, zasypia, budzi się, drze mi kłaki na głowie. Podłożyłam zabawke, dobrze, na chwile. Zaraz ją zgubil i znowu. Maca mnie po buzi, wklada palce do nosa, grzebie w uszach, rwie włosy. Odłozylam do łóżeczka. znowu źle, zabawki to za mało, on musi czuć cieplo matki i kierując się nim zblizać swoje lepkie paluszki do tych biednych pozostałości na głowie. Znowu do łóżka:mmmm,chrap,mmmm,chrap. Znowu Piotrka na bok, dziecko na bok, zasnął!
Zgrzyt, zgrzyt! Nie dość, że chrapie to jeszcze zębami zgrzyta. KU.....a!!!! Niech tylko wrócimy do Polski, wezme go do dentysty i każe upiłować te zęby, zaczne parzyć melise i wytne migdała!

Chrup, Chrum, Piiii, piiii: PIotrek obudź się, słyszysz? Mysze mamy! No i chyba rzeczywiście, do tych co nocnych męk doszło jeszcze chrobotanie myszy gdzieś przy rurach. Echo niesie sie jak cholera!

MMM,mmmmm,,mmm. Dominik się znowu obudził, łóżeczko, łóżko, bujanie, głaskanie, rwanie, miętoszenie, jęczenie. Szlag by to. Siadlam i patrzyłam jak Dominik tym razem za swoją ofiarę obrał ojca. Powoli zbliżał się do jego twarzy, wymachując na oślep rękami. a Piotr, jak to mężczyzna, kazał mi się uspokoić i przestać go budzić bo o 5 wstaje do roboty. Uspokoiłam wiec nerwy, wzięłam dziecko, polulalam odłożyłam do lóżeczka, sama położyłam się do góry nogami, ręka przez szczebelki i tak udało nam się pospać 3 godziny. O 6-stej mogę juz malca wziąć do siebie i uciec na drugi koniec łóżka. Kolejna noc zaliczona. Zaczynam ich nie lubić;/. Oby po wyzdrowieniu i wyrżnięciu osttaniego zęba sytuacja uległa poprawie, bo osiwieje. JESZCZE TA MYSZ!

Na koniec seria zdjęć z grudnia. Robilam je codziennie tuż po zaśnięciu













środa, 5 lutego 2014

Wynajmujemy mieszkanie! Jak to z agencjami bywa

Aktualnie jesteśmy na etapie formalnosci związanych z wynajmem domu. Chcialabym wam przedstawić jak to wygląda od początku.

1. Faza pierwsza: Decyzja. Jak już zapadnie trzeba podjąć się jakiegoś dzialania. Najpierw wymyślamy sobie miasto. W naszym wypadku padlo tym razem na Derby. Kolejne 80 km, tym razem na północny-wschód. Ponieważ życie ulożyło nam się tak, a nie inaczej, jesteśmy zmuszeni do  tej przeprowadzki. Ogromnym plusem jest to, że Piotrek zna już to miasto, gdyż mieszkal tam kilka ładnych lat. Sprawa następna to, mniejsza odległość do pracy (Piotrkowej), oraz większe szanse na prace dla mnie. Dodam tylko, ze decyzja powinna być podjęta, conajmniej 1,5 msc przed wyprowadzka. Musimy dać sobie czas na złozenie wypowiedzenia w aktualnej agencji (zapewne miesiac) i formalności związane z załatwieniami nowej nieruchomości.

2. Faza druga: Poszukiwania. W tej fazie szukamy mieszkania, domu, badź czegokolwiek, co by odpowiadało naszym potrzebom. Najpierw musimy zdecydować, czy mieszkanie chcemy wynajac prywatnie, czy przez agencje. W obu przypadkach jest taka sama ilość plusów jak i minusów. My mieliśmy wynajmować prywatnie ale jak to ze szcześciem bywa, ktoś tam nie zrezygnowal, komuś się coś za dużo wyobrażało i z mieszkania wyszla du...a. Szukanie domu na odległosć nie jest łatwym zadaniem. Można wchodzić na strony internetowe typu: Gumtree, gdzie czasami są dodawane prywatne ogłoszenia ale jak mamy wytyczone pewne kryteria, to nie będzie łatwo. Można też szukać w gazetach z ogłoszeniami, bądź przez znajomych, którzy mają numery do landlordów (właścicieli). U nas nic nie wypalilo, więc przenieśliśmy sie na agencje. typowe strony internetowe to: Zoopla, Rightmove i wiele innych. Wpisujemy nasze oczekiwania (ilość pokoi, typ nieruchomości, cena wynajmu, itp) i wybieramy spośród wielu ofert te najbardziej interesujace.

3. Faza trzecia: umawiamy się i oglądamy. Wybraliśmy już kilka uroczych domków, pora zadzwonić do agencji reprezentujacych właścicieli i umówić się na oglądanie. Z tym bywa różnie ale zazwyczaj oglądać mozna caly tydzień, więc jak dobrze pójdzie, to nawet z pracy się nie trzeba zwalniać.  Czasami, może się zdarzyć, że przed umówionym spotkaniem dostaniemy telefon: Niestety ale dom już jest zarezerwowany, czy mogę zaproponować coś innego? Agenci mieszkaniowi, zazwyczaj stają na wysokości zadani i starają się dobrać kilka ofert pasujacych do naszych wymagań. 
Zazwyczaj, gdyż musimy wziać w nawias lenistwo związane z angielskim narodem i cholerne zapominalswto, które brzmi: Oddzwonie za jakiś czas i poinformuje Pana/Panią o tym, czy tamtym. Rzadko kiedy  telefon rzeczywiście odzywa się i ważna informacja, na którą czekasz kilka godzin zostaje przekazana. W tym Kraju jest coś takiego jak: pora lunchu, pora na herbatke, pora na przerwe, pora na pogawędkę, pora na piatek, w poniedziałek pora na mega kaca. 
Jeżeli dojdzie już do umówionego spotkania, agent przedstawia wszelkie informacje na temat nieruchomości, jakie tylko chcielibyśmy wiedzieć. Pamiętajcie, że każda agencja jest inna, każda ma inny typ agentów. My spotkaliśmy się z rzetelnymi, chamskimi, nic nie wiedzącymi, miłymi, zaganianymi. Nasz ostatni agent od razu zapytał się co nam się nie podoba, jakie mamy oczekiwania i postara się zrobić wszystko, zeby nas zadowolić. O tak zdecydowanie zadowolił nas obniżką rentu (wynajmu) o 25 funtów i zagwarantowaniem, szybkiego załatwienia formlaności na odległosć.

4. Faza czwarta: Formalności. Mówimy do agenta: Bierzemy, co teraz powinniśmy zrobić. Teraz miły Pan/ Pani, pokieruje Tobą tak, żeby było dobrze. Zazwyczaj od razu można pojechać do biura i zacząć wypełniać papiery. Zanim zaczniecie to robić, dowiedzcie się, jakie opłaty wstępne was zobowiazują (często są to kwoty powyżej 100 funtów) ile płaci się od osoby, która będzie figurowala na liście wynajmujących (warto sciemniać i podawać najpierw jedną, potem zawsze można kogoś dopisać), jakie warunki musicie spełniać, zeby bez problemu dostać klucze i móc się wprowadzić. W biurze ustala się też date przeprowadzki, oraz inne pierdoły. Musicie pamiętać, że wszystkich opłat będzie dużo, dlatego przed podjęciem decyzji, trzeba policzyć, czy będzie was stać na ponad 1000 funtów rzucone agencji.
Co się do tych opłat wlicza, tak jak już napisałam: 
-Opłata od osoby (50-100 funtów)
-Opłata za czynności agencyjne( 100-250 funtów)
- depozyt (cena wynajmu bądź 100 funtów drożej)
- wpłata za pierwszy miesiac wynajmu
- (czasami) opłata za gwaranta z tym jest różnie
Jak więc widzicie, nie jest to mało. Do tego trzeba doliczyc nowe meble, jeżeli ich nie mamy, opłate za przewóz starych gratów i kupe nerwów. 

Osoby pracujące na Self employ (samozatrudniony), prawie zawsze bedą proszone o Gwaranta.
Kto to jest gwarant: ktoś kto posiada własną nieruchomość, bądź pracuje na tzw. kontrakcie, pełen etat, najlepiej osoba mieszkajaca już jakiś czas w Anglii. Osoba ta powinna znać wynajmującego, najlepiej być z nim spokrewniona i rozumieć, ze w razie niewypłacalności wynajmującego, ona musi pokryć koszty wynajmu.
 Nam sie raz zdarzyło, że agencja chciala dwóch gwarantów, bo jeden był za mało wypłacalny. Ale to był jeden przypadek, a sama agencja okazala się "picem na wode". Gdyby ktoś się pytał :YourMove.

Papiery które trzeba mieć przy sobie podczas wypełniania wstępnych dokumentów:
- Dowód osobisty/ paszport/ prawo jazdy, a najlepiej wszytskie trzy (zeskanują)
- Potwierdzenie aktualnego adresu (najlepiej  coś z banku bądź Ravenue, zeskanują)
-NIN ( to powinniśmy miec zawsze przy sobie)
- Numer konta bankowego
- Adres pracy, dane pracodawcy
- Czasami też zaświadczenie w pracy

Dokumenty potrzebne gwarantowi:
-Dokument tożsamosci
- zaświadczenie z pracy ( rodzaj umowy, jak dlugo pracuje itp)
- Potwierdzenie adresu
-NIN
- numer konta bankowego

5. Faza piąta: Cierpliwość: Składamy wypowiedzenie w aktualnej agencji, wkurzamy się, że jak zwykle coś jest nie tak i, że musimyy się wyprowadzić później niż zamierzaliśmy (to tylko u nas) i czekamy. To jest najtrudniejsza faza, ponieważ dopóki nie dostaniemy potwierdzenia, że wszytskie dokumenty przeszły, że jest ok, a do ręki weźmiemy nowe klucze podpisując kontrakt mieszkaniowy, tak na prawdę nie wiemy nic. Raz mieliśmy sytuacje, że wszystko miało być ok, a tu nagle cos im zaczęło nie pasować, za mało dokumentów, za mało wszytskiego, dopłacać, a na koniec właściciele się nie wyprowadzili i my prawie na progu się znaleźliśmy (YourMove). 

U nas aktualnie występuje faza czwarta, dokumenty jeszcze trzeba powysyłać i będziemy czekać:) . Dziewiątego marca powinniśmy byc już po przeprowadzce i denerwować się zmianami adresów w instytucjach, oraz przeniesieniem internetu.