Jest sobotni poranek, zabiegana matka wpada z szałem w oczach na lotnisko, na ramionach wypchany po brzegi plecak, pod pacha torba dziecka załadowana jedzeniem i ten wiecznie tułający się z nimi pies. Pod drugą pacha wielka torebka, w której akurat musiał odpaść pasek, a w dłoni druga malutka dłoń i dzielne nóżki podążające za zestresowaną kobietą. Pierwsza kontrola, matka powtarza w myślach jak mantrę:- Pilnuj dokumentów! Pilnuj dokumentów! OK, udało się. Druga kontrola, tutaj trudniej, trzeba rozebrać siebie, dziecko, powyciągać z bagaży elektronikę i płyny, a jeszcze do tego wszystkiego patrzeć na młodego podróżnika. Tym razem w głowie jest powtarzane: Pilnuj dziecka, pilnuj dziecka ale aparat i portfel też by wypadało mieć! Tutaj też test został zdany. Matka dumna ze swojej świetnej organizacji, uświadamia sobie, że będzie musiała zając czymś swój skarb, przez następne 40 minut, które zostały do otwarcia wejścia na pokład. Tutaj też szczęście ewidentnie dopisało, dziecko grzecznie chodziło, przyglądało się lądujacym samolotom, a matka mogłaby się chwilę zrelaksować, gdyby nie... No właśnie, wariatka. Nazwijmy ją Aldona. Młode dziewcze powracające do swojego Kraju z odwiedzin u narzeczonego. Jeszcze bardziej zakrecona od chwilowo uspokojonej matki, zestresowana na maksa i poszukująca bratnich dusz. Tak się akurat złożyło, ze upodobała sobie młodą mamusię z wówczas jeszcze grzecznym maluchem, którą wypatrzyła przy drugiej odprawie. Miłą rozmowę i zadowolenie obu dorosłych niewiast przerwał on... LIZAK! Kiedy Aldona rozgorączkowana opowiadała, jak to przy odprawie, bezczelni celnicy wzieli ją na osobistą i kazali jej zostawić perfumy, które to wiozła na handel, wyciągnęła z torebki całą paczkę angielskich lizaków, długich lepiących się pałek, które w dzieciecych rączkach zamieniają się w słodką papkę i brudzą wszystko i wszytskich dookoła. Aldona z uśmiechem na ustach powiedziała: -Przynajmniej udało mi się zabrać trochę słodyczy jako pamiątki dla znajomych. A może Twój mały chce jedna???-
Matce zapaliła się czerwona lampka, widziała już zbliżający się kryzys i nienawidziła sama siebie za swoją otwartość.
-NIe, on nie je słodyczy.- Odpowiedziała z uśmiechem i zobaczyła tylko jak nowo poznana znajoma wpycha małemu tego cholernego lizaka, którego od razu zaczął jeść z folią.
No, to tyle z mojego spokoju. Pomyślała.
I gdyby nie fakt, że trzeba było iść do bramki z której odlatywał samolot, stać w kilometrowej kolejce i cierpliwie czekać, wszytsko było by w porzadku. Gdyby nie to, że matka musiała dziecku tego lizaka wyrzucić, zeby móc je dobrze trzymać za lepiące sie rączki, nic by się nie stało ale się stało.
Dziecko z nudów przypomniało sobie o lizaku, nic nie jest w stanie opisać uczuć matki w tym momencie. Zazenowania Aldony i zdziwienia ludzi znajdujacych się dookoła. Nawet sama matka była przerażona kiedy usłyszała rozdzierający wrzask z ust jej pierworodnego. Jeszcze nigdy nie zrobił jej takiej histerii, nigdy nie przeżywał tak bardzo straty czegokolwiek. Pchał ręcę do torebki A. krzyczał CIUCIU, tupał nogami, walnął z główki swoją ukochaną mamę prosto w usta które od razu spuchły do rozmiarów mandarynki, krzyczał tam( pokazujac na samoloty), a trwało to wszytsko tak długo, dopóki kolejka stała w miejscu, czyli 15 minut. Dziecko zbuntowało się, chciało na rece tylko do nowo poznanej cioci, a ona zamiast zniknąć, przepadnac, to jeszce się pytała czy mu dać drugiego cholernego lizaka.
Zdecydowanie, to nie był udany pobyt na lotnisku. Matka postanowiła, że przed ostatni raz leci sama z dzieckiem i zdecydowanie ostatni raz się z kimś zaznajamia przed odlotem.
Jaki jest morał z mojego opowiadania i własnych przeżyć??? Ludzie, jak matka nie daje dziecku słodyczy, to, to uszanujcie. Nie każde dziecko od małego musi żreć niezdrowe cukry. Ja miałam dla Dominika cały plecak przekąsek, które on uwielbia. Potem już pięknie dotrwał do końca lotu śpiąc a przy odprawie na lotnisku docelowym, pochrupując wafelki ryżowe, Ale jak zobaczył lizaka, w dodatku głodny to wiadomo, że nie wybrałby w takim momencie ulubionego deserku.I chociaż dziewczyna chciała dobrze, była sympatyczna,miła i nam pomogła w niesieniu bagaży, to gdyby nie jej lizak, wszystko było by w porządku. Rodzice ustalają jak karmią swoje dziecko więc nie wpychajcie ukradkiem maluchom słodyczy i nie stawiajcie się ich rodzicom, bo wy wiecie lepiej. Nie macie racji!!
Z zimnej Polski oddelegowuje się zmęczona matka:* Buziaki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosze o pozostawienie opinii:)