niedziela, 12 kwietnia 2015

The Ladyboys of Bangkok- małe doświadczenie

Od dawna chciałam pójsć zobaczyć coś co powali mnie na kolana. Od dawna o tym mówiłam ale nasze miasto nie ma zbyt szerokiej gamy dobrych przedstawień. Na musical moich marzeń, musielibyśmy jechać 2-3 godziny w jedną stronę, plus przedstawienie, plus powrót. Przy małym dziecku, taka całodzienna wyprawa jest praktycznie niemożliwa. Kiedy dowiedziałam się, że Ladyboys będą występować w Derby, od razu powiedziałam, że chętnie bym na to poszła. No ale jak myślicie, jaka może być reakcja faceta na takie przedstawienie? Ja na pederastów rzadnych nie pójdę!:P. Pogodzona z myślą, że nigdy nie spełni się moje małe marzenie, zapomniałam o całej sprawie która wyszła na wierzch dopiero wczoraj. Moje dwie bliskie kolezanki, zawitaly do mnie z poranną wizytą i przedwczesnym urodzinowym prezentem. Jak zobaczyłam te bilety, to aż łzy mi napłynęły do oczu. Piter też miał w tym swój udział i zdobył sie na duże poświęcenie idąc ze mną i kupując sobie najdroższy bilet:). Dziewczyny wymyśliły mi miejsce praktycznie tuż pod sceną.  A teraz wrazenie i dwie oceny. Ja szłam szczęśliwa i podekscytowana. P. sceptycznie nastawiony, poddenerwowany, a jak zobaczył w środku praktycznie same kobiety w każdym wieku, to miał mi ochote zwiać. Spory namiot, obskurne toalety, ceny przekąsek i alkoholi jak z kosmosu (małe piwko 4,50f), stoisko z pamiątkami (tutaj nawet nie podchodziłam). Te małe minusiki zaraz zostały przykryte ogromnymi plusami, zostaliśmy odprowadzeni do naszego okrągłego stolika przez sympatycznego pana z obsługi. Nie było nudnych rzędów niewygodnych krzeseł, tylko kilkuosobowe stoły, przyjazna atmosfera, kolorowe światła, poczuliśmy się jak w filmie. Sala zapełniła się momentalnie, a show ropoczęło równo o 19-tej.  Całość była podzielona na dwie sceny po 45 minut(??). W czasie krótkiej przerwy, bogacze mogli pójść i zrobić sobie zdjecie z gwiazdami. Jeżeli chodzi o samo przedstawienie, było to przeplatanka wspaniałej muzyki z całego stulecia, z krótkimi kabaretowymi skeczami. Ja siedzialam z otwartą gębą, potem podrygiwałam, a pod koniec już z całą widownią spiewałam. Jeszcze pół godziny a poziom naszych endorfin tak by sie podniósł, że cała widownia tańczyłaby na stołach razem z ladyboysami. Piotr przed wejściem podśmiewywał się, że idzie oglądać pederastów, po pierwszej scenie, pytał mnie czy to na pewno faceci, po drugiej orzekł, że to na pewno nie mogą być faceci i, że to zapewne są kobiety, a ta nazwa to ściema. Jak sami widzicie? Trzeba coś zobaczyć na własne oczy, że zmienić swoje nastawienie :). Jeżeli chodzi o same gwiazdy show, przepiękne kobiety, kilku mężczyzn, karzeł oraz "choleraniewiemkto", czyli główna gwiazda kabaretu podobna do naszej poseł Grodzkiej, nie obrażając nikogo. Stroje raziły nas prosto w oczy od iskrzenia tysiąca diamentów, niezła gratka dla kobiet lubiących popatrzeć na coś tak pięknego .Na sali było 95% istot rodzaju zeńskiego, reszta to byli faceci, którzy mieli ogromnego pecha bo główna gwiazda wyszukiwała rodzynków spośród tłumu zaciekawionych babeczek. Z każdym skeczem byłoo coraz ciekawiej i ostrzej, zaczęło się od przebrania, a skończyło na scenicznym gwałcie oraz rozebraniu młodego anglika o budowie greckiego boga. W pewnych momentach płakaliśmy ze śmiechu, a Piotr coraz bardziej spinał z obawy o swoją godność. Stolik bliżej i by został na pewno wybrany, co mogło by być ciekawym doświadczeniem:).
Reasumując: Ludzie otwórzcie się, faceci zaryzykujcie, to jest przedstawienie, nikt z nas nie wie co jest prawdą a co klamstwem, dajmy się ponieść emocjom, fantazji i korzystajmy z okazji bo na prawde warto:). Dziękuję Monice, Weronice i Piotrkowi za ten wspaniały prezent:))):***.




Wybaczcie za screeny ale nie miałam swoich takich ładnych:)







środa, 1 kwietnia 2015

Londyn again:)

Stolica błądziła w naszych myślach od grudnia, czyli od naszej pierwszej wycieczki do Londynu. I chociaż nie planowaliśmy tak szybko tam powrócic, to życie napisało za nas inny scenariusz, a my chętnie z niego skorzystaliśmy. 
Tym razem nasza wyprawa wiązała się głównie z wizytą w Konsulacie. Przy okazji mogę dać wam kilka rad z tym związanych:
1. Kiedy już zabukujecie wizytę w Konsulacie, pamietajcie o wydrukowaniu potwierdzenia spotkania, który dostaniecie na emaila. Doczytajcie również na stronie Instytucji, jakie dokumenty powinniście ze sobą wziąć, oraz jaką kwote z was zedrą. Ja nie zrozumiałam i okazało się, ze musieliśmy zapłacić dwa razy wiecej. Nie wzięlam też jednego dokumentu o którym myślałam ale nie byl on uwzględniony w spisie papierów potrzebnych na tą wizytę.

2. Jeżeli planujecie wjechać do centrum Londynu w dni powszednie, pamiętajcie o opłacie Congestion charge, która wynosi 11,50f. Opłata została wprowadzona przez burmistrza Londynu w 2003r, w celu rozładowania korków. No cóz, zwykłych samochodów jest rzeczywiście niewiele, za to autobusów i taxówek jest od zarąbania. Jak wjeżdżacie do centrum liczcie się również z tym, że przydałaby wam się taśma klejąca do sklejenia ust kierowcy. Dawno Piter tak dużo nie bluzgał, jak podczas tej podróży. Londyńscy kierowcy kierują się zasadą, kto pierwszy ten lepszy.

3. Jesteśmy w centrum, teraz co? Szukamy parkingu albo parkujemy poza centrum i poruszamy się metrem. Ale jak ktoś przyjeżdża z dzieckiem, nie zna Londynu, wybiera raczej parking.  Ta opcja jest chorendalnie droga, ponieważ parkingi w pobliżu Konsulatu kosztuja nawet ponad 30f. zazwyczaj też, trzeba opłacić cały dzień. Mi udało się znaleźć, najtańszy parking, tanie parkowanie. Polecam, chociaż miejcie na uwadze, dokladny czas, gdyż każda kolejna minuta, następnej godziny, liczy się jak pełna godzina. Cena? 2,50f za godzine.

4. Jeżeli jestescie wcześniej, przejdzie się szybciutko nad Tamizą, dochodząc do Polskiego Konsulatu, nie traćcie czasu na zwiedzanie, gdyż jak dobrze pójdzie, to może przyjmą was wcześniej, a jak źle, to i tak bedziecie musieli odczekać z dwie godziny, tak jak my. W tym nudnym czasie, Domiś umilał nam czas swoją obecnością opowiadając anegdoty o ludziach znajdujących się obok . Tym sposobem, komentował każdą osobę wychodzącą z toalety: Cista Pani/Pan (czysta Pani/Pan), Pani am jabuśko, pisiu, pisiu (Pani w okienku podjada jabłko, ponieważ od rana nie miała czasu nic zjeść i wypełnia mamie dokumenty), Kopa znowu!!! (ściema). I tak w kółeczko. Przy okazji zjadł chyba większość zapasów, które biedna matka wzięła na cały dzień podróży.

5. Po wyjście z urzędu, mozna powrócić nad Tamizę i szybkim krokiem zrobić 2,5 godzinny spacer w 1,5 godziny. Dominik ma faze  biegania więc poza wózkiem, ciągnął P. byleby szybciej dobiec do, tylko jemu znanego celu.  Promenada nad Tamizą jest piękna, ogrody juz zachwycały bujną przyrodą i mnóstwem kwiatów. Dzikie tłumy turystów, aparaty, Big Ben, Opactwo, Pałac, Trafalgare Square i udało nam się to wszystko zobaczyć w tak krótkim czasie. Ból nóg czułam jeszcze dwa dni później.

6. Podczas wyjazdu z Centrum, upewnijcie się, ze macie pusty pęcherz, dużo czasu, jedzenia i napojów, a także naładowaną nawigacje, która nie poprowadzi was w najciemniejsze zaułki Londyńskich ulic. 

Miłego zwiedzania!!!:)