czwartek, 4 sierpnia 2016

Rodzimy drugiego! Nasza historia

Piatek, 15.07.2016r. Ostatnie kontrolne USG i szybka decyzja Pani doktor, o wywolaniu porodu dnia 22.07. Ze szpitala wyszłam odrętwiala i z mocnym postanowieniem - Urodze wcześniej! (nie chciałam zakończyć ciąży na oxytocynie, wiedziąłam z  czym to sie wiąże)
Oczywiście każdy kiwal głowa-natury nie da się przyspieszyć. Lecz ja wiedzialam co mówię, ponieważ czulam oznaki zbliżającego się rozwiazania.
Plan był taki- zaczne rodzić do niedzieli, wcześniej mam jeszcze kilka spraw.
Sobota, siódma rano- wyprzedaż w Next. Wieczorem- szybka podmianka babci na teściów, którzy wrócili z Polski. Niedziela rano msza, akurat Ksiądz mówił o przeżuwaniu Bożego Słowa i zdaniu się na jego łaske. Oj bardzo mi to kazanie było potrzebne. Tak więc, zułam to słowo, modląc się o szybkie rozwiązanie bez komplikacji. Potem jeszcze wycieczka do doliny Dovedale.
To, że coś się zbliża, czulam, ponieważ miałam te same objawy co z Dominikiem. Pól niedzieli na toalecie, napady głodu,  złość, strach, rozdrażnienie, "wicie gniazda" itp.
Wieczorem modlilam się o szybkie rozpoczęcie i kilka godzin snu. Góra mnie wysłuchała i dała pospać do trzeciej nad ranem, kiedy to obudziło mnie odejście wód.
Zachowując spokój pojechaliśmy z P. do szpitala, licząc się z tym, ze pewnie wkrótce nas odeślą.
 Niestety/ stety, nie odeslali. Na ktg wyszło zanikajace tętno malego (prawdopodobnie wtedy sie przekręcał). Rozwarcie 3 cm. Postanowili nas zostawić i monitorować cały czas. Podpięta pod kable, w mokrych ciuchach, leżałam 3 godziny, dopóki Piter nie mógł wreszcie pójść po moją torbe. Musiałam się pytac o każde wyjscie do toalety. Ale nie mogę narzekać na opieke, z racji skaczącego tętna, praktycznie cały czas ktoś z nami był. W między czasie, zgodzilam się na to, żeby mlodziutki student obserwował nasz poród. To był jego pierwszy poród w życiu! Zapytalam go tylko z usmiechem, czy jest pewny tego co robi:). Student blady, spocony, roztelepany, dotrwał z nami do końca:D. 
 Po ósmej drugie badanie- 4cm! Czekamy do dwunastej. Na wszelki wypadek załozyli mi wenflon, ponieważ istaniło ryzyko zakończenia ciąży CC. Założenie tego ustrojstwa, bołało bardziej, niz nie jeden mocny skurcz. O dwunastej  podpieli mnie pod Oxy:(, co pół godziny zwiększając dawki. Po 13 poprosiłam o ulubioną pepidynkę i pomimo kolejnego bólu, tym razem uszkodzonego nerwu w udzie, byłam zachwycona natychmiatsowym odpłynięciem ( nadal gorąco polecam tę formę znieczulenia ale w fazie aktywnego porodu).
Ok pietnastej zaczęła się jazda, wcześniej zasypiałam między skurczami, no haj totalny po tych "dragach"ale po pietnastej już mogłam tylko seplenić i blagać Piotrka o masowanie krzyża. Skurcze z częstotliwością 6/10 min zalały mnie całkowicie. O szesnastej kolejne badanie-6cm!!! Nosz kuzwa, cooo??? Nie bardzo pamiętam cokolwiek z tego momentu ale darłam się już, że chce epidural i to jak najszybciej bo dlużej nie zniose.
Zdąrzyli mi tylko podpiąć kolejną Oxy i zmienić koszule na taką z rozcięciem, kiedy poczułam parte! Minęło moze 15 minut. O 16.23 Jasiek był juz z nami, po pięciu partych i bez pęknięć! Ha, no bo ile razy można  pękać, wystarczy mi stopień drugi po pierwszym porodzie.
Studentowi pogratulowałam,  chłopak był dzielny, nie ma co. A po szesciu godzinach wyszliśmy do domu.:) Także po raz kolejny, moje prośby zostały wysłuchane, szybki poród bez komplikacji. Być może tez, dzieki dobrej opiece i samej oddziałowej, odbierającej Jana, wszystko dobrze się skończylo, poniewaz, mlody był owinięty dwa razy pępowiną i dłuższy czas nie mógł dojść do siebie.
Narzekać  nie moge, traumy nie mam ale jak zachce mi się kolejnego potomka, to chyba zrobie sobie operacje mózgu:). 
P.S. Pierwsze co krzyczałam po porodzie, to - aparat, Piotrkowi udało sie nawet dramatyczne zdjęcie sinego J. zrobic. Drugie to- Dlaczego on nie oddycha! A trzecie to- Gdzie moja Bozia! Która cały czas wisiala na szyi ale z emocji nie moglam jej znaleźć.